środa, 11 maja 2016

Rozdział II


W nocy nie mogłam spać, więc nic dziwnego, że dziś wyglądałam jak trup. Mój brat stwierdził iż dręczy mnie kac bo za dużo wypiłam.
Chyba miał racje.

Spojrzałam na walizkę leżącą  w rogu pokoju.
Jak nierozważne z naszej strony było to, że dzień przed wyjazdem poszłyśmy do klubu?
Dan ponownie wszedł do mojego pokoju żeby upewnić się czy wstałam.
-Za 3,5 godziny masz samolot, zacznij się szykować Beth!
Przyłożyłam poduszkę do twarzy i stłumiłam w niej swój leniwy jęk. Zwlekłam się z łóżka, prawie upadając przy tym na ziemię i ruszyłam do łazienki.
-12:55- zauważył szykując coś przy kuchence- Niezły czas, patrząc na to jak dużo tapety masz na sobie.- zaśmiał się.
-Przestań, wcale nie mam aż tak dużo makijażu.- zaprotestowałam i uśmiechnęłam się na widok jajecznicy, którą mi podał.
-Chcesz żebym odwiózł Cię na lotnisko?- zaproponował. Od śmierci rodziców był bardzo kochany i opiekuńczy, Gdy zginęli był pełnoletni więc pełnił rolę mojego prawnego opiekuna. Minęło już 5 lat, a ja wciąż odtwarzam ostatnie słowa mojej mamy.
"Ty i twój brat jesteście najlepszym co nas w życiu spotkało. Dbajcie o siebie" - zniknęła za drzwiami i już nie wróciła. 
Zginęli w wypadku tego samego dnia. Teraz gdy powtarzam to sobie w głowie, brzmi jakby wiedziała co ją czeka. Jakby wiedziała, że jakiś pijany idiota potrąci ją i tatę, dlatego chciała abym dobrze ją zapamiętała. Ale to niemożliwe, prawda? 
-Niee- odparłam po chwili zamyślenia, przypominając sobie, że zadał mi pytanie.- Sienna po mnie przyjedzie.-  w tym samym czasie pod naszym domem rozbrzmiał klakson.- O wilku mowa!- uniosłam brwi do góry z podekscytowaną miną.
-Raczej o wilczku.- Dan zachichotał odnosząc się do niskiego wzrostu przyjaciółki.
Podeszłam do drzwi i wystawiłam walizkę na zewnątrz.
-Będę tęsknić braciszku.
-Dbaj o siebie młoda
-Zawsze to robię- droczyłam się z nim wtulając się w jego ramiona. 
-Do zobaczenia- wyszłam- Postaraj się wrócić bez brzucha!- krzyknął rozbawiony gdy ja już byłam prawie przy aucie.
Czy naprawdę myślał, że byłabym w stanie zajść w ciąże?
-Gotowa?- podekscytowanie znowu wkradło się na moją twarz, w chwili gdy zobaczyłam przyjaciółkę.
-To będzie najlepsze doświadczenie mojego życia!- stwierdziła blondynka po czym, docisnęła gazu i ruszyła przed siebie w kierunku lotniska.
Odkąd byłam mała, wyobrażałam sobie jak będzie wyglądało moje życie jak skończę szkołę i pójdę na studia. Po śmierci rodziców musiałam " szybko dorosnąć" dlatego nie miałam zbyt owocnego i imprezowego licealnego życia, teraz przyszła pora żeby się wyszaleć.
Jest Lipiec, za miesiąc przyjdą koperty z uczelni informujące czy się do nich dostałyśmy, ale póki co będę rozkoszować się wolnym czasem który mi pozostał. Razem z Sienną postanowiłyśmy sobie zrobić popularny gap year  [rok przerwy po liceum].
Wynajęłyśmy całkiem przyzwoite mieszkanko w Stanach, a dokładniej Kalifornii.
och, jakie to typowe.

[...]
Po jakichś 5 godzinach, skończyłyśmy się rozpakowywać. 
-Ok, idę pod prysznic, a wieczorem wychodzimy, tak?- skinęłam głową tym samym zgadzając się na propozycje przyjaciółki która zgarnęła potrzebne rzeczy i weszła do łazienki.
Opadłam na swoje łóżko i sięgnęłam po telefon na którego ekranie widniała wiadomość od mojego chłopaka.
Nick: Już za tobą tęsknie
Nick: Bardzo
Ja: Chciałabym żebyś tu był :(
Położyłam się na plecach a wzrok wbiłam w sufit. 
Tak naprawdę nie miałam tego na myśli, nie chciałabym żeby tu był. To nie tak, że go nie kocham bo kocham, ale czegoś brakuje. Coś się wypaliło i już nie jest tak samo jak na początku, jest nudno. 
Westchnęłam, a do pokoju weszła Sienna co oznaczało, że łazienka jest już wolna. Wzięłam kosmetyczkę i naszykowane ubrania, a następnie poszłam się szykować. Zdjęłam z siebie tak zwane "domowe ciuchy" i weszłam pod prysznic. 
W moim makijażu nie było nic specjalnego, ale i tak zeszło mi dość długo ponieważ lubie mieć wszystko dopracowane. Delikatnie wypełniłam brwi, nałożyłam jasny podkład, puder. Wytuszowałam rzęsy, a na usta nałożyłam matową czerwoną szminkę. Jak mówiłam- nic specjalnego. Założyłam przylegające jasne jeansy, czarną bluzkę z odkrytymi ramionami i długimi rękawami, a do tego czarne janoski i rzemyk na szyję. Włosy wyprostowałam i uczesałam. Byłam gotowa do wyjścia.
Dom opuściłyśmy jakoś o 20, dlatego na zewnątrz panował półmrok. Na naszę (nie)szczęście, ulice były wypełnione ludźmi z powodu jakiegoś festynu. Sienna trzymała w ręku mapę którą próbowała rozczytać.
-Myślę że to w lewo!- starała się przekrzyczeć tłum.
-Jesteś pewna? Telefon pokazuje mi, że do restauracji mamy iść prosto!- byłam zdezorientowana, miasteczko z którego pochodzę było dużo spokojniejsze. Tu panował nieustanny zgiełk.
Nieudolnie przepychałyśmy się poprzez tłum ludzi, aż w końcu wylądowałyśmy w jakiejś cichej alejce.
-Wreszcie!-odetchnęłam- w takim hałasie nie mogłam pozbierać myśli.
-Cóż, wydostanie się z tego tłumu i dotarcie tu zajęło nam 30 minut, przepadła nam rezerwacja i wątpie, że znajdziemy coś o tej porze, szczególnie że jest tu tyle turystów przez parade.- posmutniała
-W sumie to już straciłam apetyt.- schowałam kosmyk włosów za ucho.
-Ja te...- nie zdążyła dokończyć bo podbiegł do nas jakiś zdyszany chłopak.
-Heeeej panienki!- był wstawiony i objął nas ramionami.- Wpadajcie na imprezę na przeciwko ulicyyy!-przeciągnął - Mój kumpel Briaaan jest organizatorem i nie może zabraknąć takich pięknych dziewczyn!- wyszarpałam się spod jego uścisku.
-Raczej podziękujem...-odparłam, ale Sienna odezwała się za nas obie.
-Wpadniemy!
-Suuuper, do zobaczenia...- wskazał na mnie palcem z uniesionymi brwiami, na znak żebym się przedstawiła
-Amber.- odpowiedziałam z naburmuszonym wyrazem twarzy.
-Amber!- powtórzył - i?- tym razem wskazał palcem na moją przyjaciółke.
-Sienna- ona z kolei była uśmiechnięta.
-Widzimy się za chwile dziewczyny!- blondyn wyszczerzył zęby i zaczął biec w kierunku wielkiego domu krzycząc coś wesołego po drodze.
-Zwariowałaś?!- uszczypnęłam ją w rękę.- Nawet go nie znamy!
-No właśnie Ber! Nikogo nie znamy w tym mieście, a ja uważam, ba! Raczej jestem pewna, że powinnyśmy poznać jakichś znajomych, proszę zgódź się, proooszę!- błagała.
-Nie! Tą ich imprezę słychać aż stąd! Zrobi się późno i niebezpiecznie a ty się upijesz!- pokręciłam przecząco głową, ale w głębi duszy wiedziałam, że i tak się zgodzę
-Tylko na godzinkę, na pół, na 20 minut!- zaczęła negocjować. - Proszę Beeer, proszę! Ty już masz Nick'a czekającego wiernie na Ciebie, a ja jestem sama! Może poznam miłość mojego życia? Nigdy się nie dowiem przez Ciebie!- dramatycznie gestykulowała, a ja tak jak myślałam ostatecznie się zgodziłam.
-Góra godzinkę! - oznajmiłam stanowczo.
-Jej!- zapiszczała z radości i wtuliła się w moje ramiona. Odwzajemniłam uśmiech, żartobliwie karcąc się w myślach. W sumię to co mówiła było prawdą. Rzadko się bawiłam, siedziałam zazwyczaj w domu z Nick'iem oglądając filmy. Ona nigdy nie miała chłopaka, nie rozumiałam dlaczego. Była piękną, wysoką blondynką o niebieskich oczach. Miała duży biust, ładny tyłek i chude nogi. Figura idealna, a w dodatku była mądra i zabawna.
A mimo to nie miała chłopaka. Ja go miałam, co było zupełnie absurdalnie ponieważ byłam przeciwieństwiem Sienny. 
Chwyciła mnie za nadgarstek i pognała w miejsce w które wcześniej pobiegł nasz nowo poznany kolega

Dom, w którym odbywała się domówka z zewnątrz wydawał się ogromny. W zasadzie nie wiem czy to nie była bardziej willa. Poczułam, że robi mi się gorąco, rzadko chodziłam na imprezy, jeśli już to te klubowe, gdzie było ciemno i nikt mnie nie widział. Nie czułam się komfortowo w tłumie 200 ludzi? Patrząc na piękne, wystrojone dziewczyny, duży basen i walający się alkohol zaczerwieniłam się. 
-Może jednak nie powinnyśmy...- zanim rozwinęłam myśl przed nami pojawił się nasz "znajomy"
-Oo heej!- był chyba bardziej upity niż wcześniej- Ashley i Sedita, tak?!- wydukał, a ja mimowolnie parsknęłam śmiechem. Chłopak wskazał nam na drzwi zachęcając żebyśmy weszły do środka.
-Chodź, SEDITA! - złapałam przyjaciółke pod rękę wciąż chichocząc.
Dom miał 3 piętra, jak mogłam zauważyć. Parter, gdzie był salon, mini bar, kuchnia i łazienki, tu odbywała się większość imprezy. Drugię pietro, gdzie były sypialnie, w których wszyscy się całowali i robili Bóg wie co i 3 piętro, wydaje mi się że był to dach, nie jestem pewna, ale myślę, że tak bo prowadziły do niego szklane schodki. 
-Właściciel musi być bardzo bogaty - powiedziałam do przyjaciółki wciąż podziwiając ten luksusowy apartament.
-Chciałabym go poznać- zażartowała Sienna
-Mówisz masz!- usłyszałyśmy głos za nami, odwróciłyśmy aby stanąć naprzeciwko wysokiego chłopaka z lekkim zarostem - Jestem Kevin, właściciel.- chłopak posłał jej promienny uśmiech,ja  zaś poczułam jak mój żołądek się zaciska i prawdopodobnie dało się to po mnie poznać bo zapytał:
-Czy z twoją koleżanką wszystko gra?- przelustrował mnie wzrokiem.
-T-tak!- zapewniła Sienna i szturchnęła mnie łokciem w biodro- Ona po prostu jest wstydliwa.
-Kev, bracie!-obok niego pojawił się chłopak z kolorowymi włosami.- Nie mówiłeś, ze przyprowadzisz nowe koleżanki!- przedstawił się nam jako Michael i wdał się w wesołą rozmowę z moją przyjaciółką. 
-Potrzymasz mi torebkę?
-Co?- zmarszczyłam brwi.
-Proszęę, Michael chcę ze mną zatańczyć!- Sienna wystawiła w moim kierunku czarną kopertkówkę, a drugą ręką trzymała chłopaka za rękę.
-Ja, um.. okej, daj.- sięgnęłam za pasek i wykonałam jej prośbę.
-Dziękuję!- zniknęła w tłumie ludzi na parkiecie podskakując wesoło z różowowłosym chłopakiem.
Westchnęłam. Przyszłam na impręzę, a nawet się nie zabawię bo będę musiała pilnować torebki przyjaciółki.
Przyzwoitka.
W pomieszczeniu robiło się parno od nadmiaru ludzi i alkoholu, dlatego rozejrzałam się za jakimś wyjściem. Drzwi tarasowe było pierwszym co przykuło mój wzrok, dlatego tam też się pokierowałam. Otworzyłam ję i wyszłam na świeże powietrze. Odetchnęłam z ulgą pozwalając mu wpłynąć do moich płuc. Dochodziła 22, robiło się chłodniej dlatego ludzie zaczynali wychodzić z basenu i wchodzili do domu by się ogrzać. Tu też zostałam sama, świetnie.
Podeszłam bliżej i usiadłam na leżaku, który znajdował się pod parasolem. Rozprostowałam nogi i oparłam się plecami, tak aby było mi wygodnie.
-Wiesz, impreza jest w środku.-usłyszałam nad sobą znajomy głos.
Tajemnicza postać okrążyła leżak i znalazła się przede mną, gdzie mogłam dobrze zobaczyć kto to jest.
Chłopak z klubu. Coś ponownie ścisnęło mnie w brzuchu.
-Ja cię znam! - zerwałam się na równe nogi, bo nie podobał mi się sposób w jaki nade mną górował
-Każdy w tym mieście mnie zna, maleńka.- przygryzł swój kolczyk w wardze.
- Śledzisz mnie czy jak?!- coś we mnie zawrzało, ale jednocześnie byłam przestraszona- Najpierw klub, teraz Kalifornia, hm?
-Nie schlebiaj sobie maleńka.
Niech on przestanie mnie tak nazywać, to odrażające.
-Po prostu tu mieszkam. -odparł wkładając ręcę do kieszeni czarnych spodni.
- To co robiłeś pod klubem 1000 kilometrów stąd?- zmarszczyłam brwi.
-Jakim klubem? - uśmiechnął się sarkastycznie.
- Nie rób ze mnie idiotki.- warknęłam krzyżując ręcę na piersiach.
-Nic nie muszę robić, sama sobie z tym doskonale radzisz.- parsknął, chyba myśląc, że jest bardzo zabawny.
Cóż, nie jest.
Postanowiłam zignorować fakt, że właśnie mnie obraził. Bo tak właśnie postępuję się z takimi ludźmi, ignoruje się ich. Z godnością pokierowałam się w stronę drzwi.
-Już idziesz? Wiedziałem, że nie jesteś typem imprezowiczki!- zadrwił gdy byłam już blisko wejścia. Zaczerwieniłam się ze złości.
-Nawet mnie nie znasz.- odwróciłam się w jego stronę.- Nic o mnie nie wiesz.
-Ale znam się na ludziach.
-Ja również.- odparłam z dziwną pewnością siebie, którą nagle poczułam.
-Och doprawdy?- zadrwił. Przewróciłam oczami i pociągnęłam za klamkę, gdy blondyn krzyknął:
-Udowodnij mi.- zmarszczyłam brwi i ponownie się odwróciłam patrząc na niego pytająco- Udowodnij mi, że się mylę, że potrafisz się bawić!- zachęcił mnie.
-Nie muszę Ci nic udo... Po prostu, ugh, mam lepsze rzeczy do robienia niż rozmowa z tobą.
-Niby jakie? - zaśmiał się cicho -Twoja przyjaciółka tańczy z Michaelem, a nikogo innego tu nie znasz! Chociaż ona potrafi się dobrze bawić!- zerknęłam przez szklane drzwi do salonu, blondynka rzeczywiście nadal wirowała na parkiecie z różowowłosym, była wesoła i uśmiechnięta.
-Cóż bawi się dobrze zapewne dlatego, ze Michael jest miły i kulturalny, a podczas gdy ja mam do wyboru nonszalanckiego dupka, podziękuję!
-Ałć, kochanie- złapał się za serce-Też potrafię być miły, ale bardziej wolę być zabawny.- przybliżył się posyłając mi chytry uśmiech.- No dalej, nie daj się namawiać!
-Nawet Cię nie znam.- kontynuowałam.
-Jestem Luke.
Luke, ładne imię dla ładnego chłopaka. Nie,nie,nie! Halo, nie mówmy tak o nim bo jest wredny. Przystojny i wredny.
-Amber-odparłam wciąż z kamienną, naburmuszoną twarzą.
-Wiem.
-Właśnie skąd wie...- ponownie mi przerwał, a myśl że wcześniej mnie widział i znał moje imię wywierała jakieś nieprzyjemne ciarki.
- A więc, Amberly, grałaś kiedyś w rozbieraną butelkę?
-Chyba sobie żartujesz.- uniosłam brwi.
-Wiedziałem, że wymiękniesz.- stwierdził
-Nie wymiękam, po prostu nie jestem byle dziwką, która rozbiera się przed obcym chłopakiem?
Czemu pierwsze co przychodzi chłopakom w tym wieku do głowy, to na wstępie zobaczenie mnie nago?  Napaleni gówniarze.
-Beer pong? [Piwny ping pong]
-Nie, to dla gimnazjalistów.- mruknęłam krzyżując ręce na piersiach.
-Czyli dla Ciebie.-parsknął
-Twoje żarty są naprawdę kiepskie-oznajmiłam przewracając oczami.
-Nie, po prostu nie masz do siebie dystansu.
Możliwe.
- Chcę już iść do domu, ale nie zostawię tu samej Sienny, więc po prostu zostaw mnie  w spokoju i daj mi tu poczekać.
-Mogę Cię odprowadzić.- zaproponował a ja uniosłam brwi.
-Akurat- parsknęłam- Nagle jesteś dżentelmenem?
-Naprawdę ciężko Ci dogodzić.- westchnął ale wiem że wyczuł w tym podtekst seksualny.
-Nie zostawię jej tu.
-Przecież jest z Michael'em. On ją odprowadzi. Poczekaj tu...- zniknął za drzwiami, a ja widziałam przez szybę jak mówi coś na ucho mojej przyjaciółce. Na co ona uśmiechnęła się i przytaknęła. 
-Załatwione. - oznajmił gdy wrócił. - Idziemy?
-Nie zrozum mnie źle, ale wiem jak trafić.
-Mieszkasz tu niecałe 24 godziny i już doskonale znasz miasto? - spytał ironicznie.
-Skąd wiesz że mieszka...- ponownie mi przerwał.
-Po prostu chodź.- lekko dotknął moich pleców kierując mnie tym sposobem przed siebie.
Przez pare minut szliśmy równym krokiem w ciszy, nie staliśmy zbyt blisko, ale też niezadaleko. 
-Co studiujesz? - zapytałam w końcu.
-Nic.- odparł ponuro i schował ręce do kieszeni kurtki.
-Jak to nic?
-Skończyłem liceum i to mi wystarczy. Mam stały zawód, dalsza edukacja jest bezcelowa.
-Jaki zawód?- odgarnęłam kosmyk włosów za ucho w oczekiwaniu na odpowiedź.
-Pracuje w warsztacie mojego wujka.
-I to jest to co chcesz robić do końca życia? Pracować w warsztacie wujka? - zmarszczyłam brwi.
-Uważasz że praca w warsztacie jest zła? Jakbym był jakimś biedakiem?- spoważniał, a ja wzięłam głęboki wdech.
-Nie o to mi chodziło. Jesteś młody, możesz zrobić tyle rzeczy, nie masz planów, marzeń? 
-Nie jestem tego typu chłopakiem. - westchnął z uśmiechem.
-Jakiego typu?- dopytywałam
-Typem chłopaka który planuje życie, układa sobie przyszłość, zakłada rodzinę, ma dzieci.
-To kim jesteś?
-Nie chcesz wiedzieć- puścił mi oczko, a ja poczułam jak moje policzki różowieją. - Jestem tym przed kim ostrzegali Cię rodzice.
Przełknęłam głośno ślinę. Rodzice. 
-Wybacz, wymsknęło mi się.- zachowywał się jakby wiedział o tym, że nie żyją.
-Skąd to wszystko wiesz? Wiesz, że nie żyją, prawda? Wiesz jak mam na imię, wiesz kiedy się przeprowadziłam. Odpowiedz mi!- krzyknęłam nieco głośniej niż zamierzałam, ale ulica była pusta więc się tym nie przejęłam.
-Im mniej wiesz lepiej śpisz - uśmiechnął się ponuro, a tajemnica która go owiała, zniknęła razem z nim.
Wycofał się, założył kaptur na głowę i schował ręce do kieszeni. Skręcił w uliczkę po prawo i zszedł z mojego pola widzenia.

***
Zeszłam na dół do kuchni bo od wczorajszego wieczora nic nie jadłam.
-O proszę!- współlokatorka  rozpromieniła się na mój widok.- Kto postanowił wrócić do żywych!
-Hej- przywitałam ją niezbyt entuzjastycznie.- Przyszłam tylko coś zjeść.
-Zrobiłam omlet, możesz zjeść albo ugotować coś innego.- zaproponowała
-Ok.- przytaknęłam i podeszłam do kuchenki.
Po zjedzonym posiłku wróciłam na górę i postanowiłam wreszcie uruchomić telefon. Wczorajsza sytuacja była dość dziwna, ale nie przejęłam się nią zbytnio. W tych czasach można się dowiedzieć wszystkiego o wszystkich dosłownie wpisując ich imię na instagrama, prawda?
Odetchnęłam z ulgą bo wreszcie przekonałam sama siebie. Drzwi do pokoju gwałtownie się otworzyły
-Amber włącz natychmist kanał szósty!- krzyknęła, a ja skrzywiłam się na dźwięk jej pisku.
-Co jest?- byłam gotowa wysłuchać przyjaciółki. -Który celebryta tym razem się ożenił?-parsknęłam.
-Brzmisz wyjątkowo spokojnie. - zestresowałam się, a mam powód aby nie być?
- Czemu miałabym być niespokojna?- spytałam.
-Amber, wczoraj po twoim wyjściu trzy osoby zostały zamordowane...
Zachwiałam się na nogach i z otwartymi ustami, ciężko opadłam na łóżko.
-Z-zamordowane?- wybełkotałam. Pot zalał moje ciało a serce zaczęło bić szybciej niż kiedykolwiek. Nieudolnym ruchem złapałam pilota i włączyłam wiadomości.
"Z przykrością informujemy, że wczoraj w okolicach godziny 23, troje nastolatków zostało brutalnie pobitych podczas trwania imprezy w dzielnicy Beverly Hills. Jutro o 15 odbędzie się Memorial ku czci ofiar. Prosimy wszystkich o wsparcie oraz..."- wyciszyłam telewizor i podniosłam nieobecny wzrok na Siennę.
Przez dłuższą chwilę siedziałam na rogu łóżka próbując poukładać sobie wszystko w głowie. W końcu zebrałam się w sobie i odezwałam:
-Wiadomo kto to zrobił?
-Świadkowie stworzyli rysopis podejrzanego, ale nie wiem czy...- przerwałam jej
-Jak wygląda?!
-Blondyn ubrany na ciemno, a patrząc na typowych białych chłopaków to mógł być każdy.- posmutniała
-Żadnych znaków szczególnych? Nie znajdą go?!
-Niestety nic.
Wiem co sobie myślicie. Przez myśl przemknęło mi jego imię, ale odprowadził mnie pod dom, nie mógł w tym czasie zabić trzech osób, prawda?

Nadal roztrzęsiona wyszłam z domu i podeszłam do auta. Nie miałam wyznaczonego celu, ale jeżdzenie mnie uspokajało. Rzuciłam moje rzeczy na miejsce pasażera, a sama wsiadłam za kierownce i zapięłam pas. Zacisnęłam na niej mocno dłonie i brałam powolne wdechy. Musiałam ochłonąć, jak będę prowadzić w takim stanie to spowoduję jakiś wypadek. Trzy osoby zginęło, w miejscu w którym wczoraj byłam, to mogłam być równie dobrze ja. Odpaliłam silnik i ruszyłam.
Zatrzymałam się na światłach i uchyliłam okno by wpuścić trochę powietrza lecz szybko zrezygnowałam ponieważ się rozpadało. Spojrzałam w lewo, a moim oczom ukazał się siedzący w samochodzie naprzeciwko znany z tamtej nocy chłopak. Gdy nasze spojrzenia się spotkały szybko zamknął okno i niezważając na czerwone światło ruszył do przodu. Wszystkie zdarzenia z tamtego wieczoru znów we mnie uderzyły. Poczułam jak skacze mi ciśnienie. Światło zmieniło się na zielone, a ja dociskając gazu pognałam za czarnym range rover'em.
Jechał nieostrożnie i za szybko, a przez deszcz ledwo coś widziałam. Nie mogłam za bardzo dać się zauważyć dlatego zachowywałam dystans. Potrzebowałam odpowiedzi, a on wyglądał na kogoś kto powinien mi je dać.
Wjechał w alejke dzielnicy, w której nigdy nie byłam. Ściany budynków były obdrapane, a atmosfera towarzysząca tej ulicy była nieprzyjemna i przerażająca. Zgasił światła i zatrzymał się pośrodku pustkowia. Nagle pożałowałam wszystkich decyzji, które mnie tu sprowadziły.
 Co ja sobie myślałam? Że jestem jakąś pieprzoną bohaterką? Że pojadę po wyjaśnienia do jakiegoś obcego kolesia? Prawda, wygląda dość niebezpiecznie przez swój tatuaż i kolczyk w wardze, ale może to tylko stereotypowe myślenie? Tatuaż nie oznacza " hej zabiłem trójke dzieciaków tamtej nocy" Powinnam iść na Policję, a nie do niego. Czemu ja za nim pojechałam?! Nie jestem w jakimś idiotycznym filmie, to prawdziwe życie, a ja jestem idiotką. Boże, przecież on może nawet nic nie wiedzieć o wczorajszej sytuacji, co jeśli...
Mój wewnętrzny monolog nie ustępował, wycieraczki wciąż przemywały potężne krople deszczu padające na przednią szybę. Chłopak wysiadł i stanął na wprost mojego samochodu. Przełknęłam głośno ślinę i pociągnęłam za klamkę, a po chwili stałam już przed nim. 
Teraz nie ma odwrotu.
Był przemoczony, a na deszczu stał zaledwie pare sekund dłużej niż ja. Wreszcie przyjrzałam się jego twarzy dokładnie. Na czole widniała mała blizna, której wcześniej nie widziałam. Zdjął kaptur, a swoje mokre blond kosmyki zaczesał dłonią do tyłu. Miał szczupłą, bladą twarz z zarysowaną szczęką.  Jego oczy były błękitne, a mimo to ciemne, jakby przepełnione złością. Pierwszy raz spotkałam się z takim czymś
-Po co tu jesteś? - zdecydowanie był zbyt atrakcyjny aby być psychopatą, który morduje nastolatków na imprezie. Był wysoki i umięśniony, a na jego białej, mokrej koszulce odbijały się wyrzeźbione mięśnie. Jednak jego wygląd nie mógł odgrywać tu żadnej roli, musiałam skupić się na priorytetach- Czemu za mną pojechałaś?
Nie chciałam by myślał, że się go boję, ale jego zachowanie i atmosfera tego otoczenia przerażała mnie na tyle, iż wątpliwe było czy zabrzmię przekonująco. - Cz..czy t-ty, to znaczy...-
-Nie zabiłem tych trzech osób tamtej nocy i tak, znam twoje imię- podszedł do mnie i  chwycił moje ramię ciągnąc mnie stronę mojego bmw- A teraz musisz stąd iść, tu nie jest bezpiecznie.- Rozglądał się, jakby na kogoś czekał.
Wyrwałam się.
-Skąd znasz mo...
- Z czasem wszystko nabierze dla Ciebie sensu, ale teraz naprawdę musisz stąd iś...- nie zdążył dokończyć, bo zza budynku wyłonił się cień a za nim unoszące się echo.
-Luke?- mężczyzna najwyraźniej go szukał.
-Teraz już za późno.- westchnął  poczym zasłonił mnie swoim ciałem i stanął przodem do tajemniczej postaci.- Amber, wsiadaj do auta.- rozkazał. Nie drgnęłam. Facet zbliżał się do nas wyciągając pistolet z tylnej kieszeni. Strach sparaliżował moje ciało                                      -Natychmiast!- krzyknął, a ja wycofałam się i wykonałam jego polecenie. Zamknęłam się w środku i z trzęsącymi się rękoma próbowałam zlokalizować telefon. Wciąż zerkałam na sytuacje toczącą się na dworze. Luke i  mężczyzna rozmawiali, a raczej się kłócili, chociaż nie mogłam nic usłyszeć. Ledwo panując nad sobą odblokowałam urządzenie i wystukałam numer na policję, zanim zdążyłam usłyszeć sygnał, rozległ się strzał, a ja widziałam jak przeciwnik Luke'a powoli upada. Krzyknęłam najgłośniej jak tylko potrafiłam. Wybiegłam z samochodu i rzuciłam się klęcząc przy ciele, które teraz leżało na ziemi. Moje oczy napełniły się łzami, a sama czułam się jakbym dostała ataku paniki. Zaczęłam się trząść i próbowałam uratować ofiare.
-Musimy zadzwonić na pogotwie!- nakazałam, ale blondyn stał nade mną bez ruchu. Wpatrywał się tylko w leżące ciało.- Na co czekasz?! Dzwoń na pogotowie!- ponagliłam go i otarłam łzy które wciąż spływały po moim policzku.
-On nie żyje.- burknął z pełną powagą.
-1,2,3,4,5,6,7...-udrożniłam drogi oddechowe, rozpoczęłam uciski i powtarzałam pod nosem- 8,9,10,11,12,13...
-Amberly...-przykucnął przy mnie i próbował odciągnąć mnie od mężczyzny. Płakałam coraz bardziej. To wszystko mnie przytłaczało. Zbyt wiele się teraz działo, nie mogłam pozwolić umrzeć temu facetowi i mieć go na sumieniu.
-14,15,16,17...-z każdym kolejnym uciskiem płakałam jeszcze bardziej. Nie reagował ani nie oddychał.
-Proszę Cię, Amber- pierwszy raz usłyszałam jego przyciszony, spokojny głos. Tym razem się poddałam, całkowicie wyłączyłam myślenie i pozwoliłam Luke'owi się odciągnąć. Chwytając moje ramiona prowadził mnie w stronę auta, ale ja wciąż wpatrywałam się w martwe, przemoczone ciało leżące na ulicy. Blondyn posadził mnie na masce, ale wciąż byłam nieobecna. To co sie działo było złym snem, ba! Koszmarem. Ale coś czułam, że to dopiero początek tego horroru. Gdy odzyskałam trzeźwość umysłu, przekonałam się, że miałam rację.
-hej...- szepnął i uniósł moją głowę do góry podpierając mi brodę. - Wiem, że to wiele na jeden raz, ale daj mi sekundę na wytłumaczenie. - poprosił, a ja szybko się odezwałam.
-Zabiłeś go- uniosłam głowe do góry, ale nie odważyłam się spojrzeć mu w oczy.-Zabiłeś człowieka-powtórzyłam i wbiłam wzrok w ziemie.- Jesteś mordercą.-wydusiłam z siebie słowa, których nigdy się nie spodziewałam. Stopniowo odsuwałam się od chłopaka, próbując zlokalizować mój telefon w celu zadzwonienia po pomoc.
- Hej!- szarpnął mną bardzo mocno.- Możesz mówić o mnie wiele rzeczy, ale nie jestem mordercą! Gdybym go nie zabił on zabił by Ciebie! Przyszedł tu po Ciebie.
-Nawet go nie znam!-wykrzyknęłam wciąż oszołomiona.
- Ale on znał Ciebie!  Szukał Cię. Tak jak wszyscy. Oni wszyscy Cię szukają! Dlatego nie jesteś bezpieczna.
Żadne z jego słów nie miało najmniejszego sensu. Uderzały we mnie, ale nie składały się w spójną całość. Próbowałam za nim nadążyć, ale kompletnie nie potrafiłam. 
-Wiele jeszcze nie wiesz, ale w tej chwili jestem jedyną osobą której możesz ufać.
-Jesteś ostatnią osobą której kiedykolwiek zaufam. 
-Zmienisz zdanie gdy znów będzie trzeba uratować Ci życie.

Rozdział I

Epilog

-Nie możesz mnie tu trzymać przez wieczność!- zaczęłam gdy metalowe drzwi uchyliły się, a do pomieszczenia dostało się trochę światła.- Nie możesz mnie też zabić, więc tkwisz w beznadziejnej sytuacji.- skrzywiłam się gdy sznur którym byłam związana otarł się o moje nadgarstki
-Nie, ale mogę Cię torturować dopóki nie dostanę odpowiedzi.- mężczyzna przykucnął obok mnie.
-Już Ci mówiłam. Nie mam pojęcia gdzie on jest!- syknęłam.
-Szkoda, że jesteś taka niechętna do rozmowy.- ujął moją twarz w dłoń, ocierając opuszkiem palca o mój policzek.- Szkoda też takiej ładnej buźki.- brunet wyjął scyzoryk i przyłożył mocno do mojego policzka zaczynając bolosne, powolne nakłucie...


37 dni wcześniej.

Odgarnęłam kosmyk włosów za ucho i zerknęłam w lustro. Czegoś brakowało. Sięgnęłam do mahoniowej szkatułki i wyjęłam z niej kolczyki. Gdy dwie czarne perełki znalazły się już na swoim miejscu, jeszcze raz sprawdziłam czy wszystko gra i odeszłam od toaletki. W rogu pokoju stały czarne, niezbyt wysokie szpilki, które dziś idealnie pasowały do mojej sukienki.
-Idziesz na imprezę czy pogrzeb?- pomyślałam, ale natychmiast się skarciłam. 
***
Klub do którego się wybrałyśmy był w sumie zwyczajny. Neonowe światła, DJ, unoszący się w powietrzu zapach alkoholu i tłum tańczących ludzi
-Pójdę po jakieś drinki.- poinformowałam przyjaciółkę próbując przekrzyczeć głośną muzykę.
Podeszłam do baru, oparłam się o blat i westchnęłam. Nawet nie wiedziałam gdzie kończy się kolejka, panował tu niesamowity chaos, nie było żadnego z pracowników, który mógłby mnie obsłużyć. Ludzie nie zwracali tu na nic uwagi, więc postanowiłam sama sobie pomóc. Złapałam się za róg krzesła i zwinnie się podpierając przeskoczyłam za ladę. Naleje nam drinka, a później zostawię pieniądze barmanowi, nic takiego się przecież nie stanie. Podciągnęłam sukienkę, ponieważ trochę się opuściła i stanęłam naprzeciw ogromnej półki wypełnionej alkoholami.
Sięgnęłam po dwie szklanki, a następnie wypełniłam je zimną Margeritą, którą właśnie wzięłam z lodówki. Taniec mnie wykończył więc podniosłam napój i naraz wypiłam całą zawartość. Trudno, najwyżej zapłacę za dwie. Gdy upijałam ostatniego łyka usłyszałam czyjeś chrząknięcie. Obróciłam się stojąc przodem do tajemniczej postaci.
-Dwa razy wódka z colą.- blondyn lekko się uśmiechnął i wyjął portfel.Spojrzałam się na niego ze zdziwieniem, dopiero po chwili zrozumiałam o co mu chodziło.
-Ja tu nie pracuję.- przetarłam mokre od picia usta dłonią.
-Więc dlaczego stoisz za ladą?
-Po prostu chciałam się napić.-odparłam poważnym tonem bo chłopak nie wydawał się w nastroju na żarty.- W każdym razie, nieważne. Myślałam, że jesteś kimś z obsługi i będę miała kłopoty.
-A kto powiedział, że nie będziesz miała?-przełknęłam gule w gardle. Blondyn przeszywał mnie wzrokiem co sprawiało że czułam się bardzo niekomfortowe, szczególnie patrząc na sytuację w której się znajdowałam. Wyglądało jakbym chciała okraść właściciela, musiałam jakoś zareagować.
-Cóż...Nie sądzę,że chciałbyś na mnie donieść.
-Nie o takiego rodzaju kłopotach mówiłem.- kącik jego ust lekko uniósł się w górę, a na twarzy zagościł cwany uśmiech. Towarzyszył mu nieznany mi dotąd mrok. Nie wyglądał na nastolatka, który przyszedł się tu zabawić. Wydawało mi się jakby był tu w zupełnie innej sprawie. Speszyłam się i nie wiedziałam jak zareagować. Przeskoczyłam przez blat bez słowa, a gdy znalazłam się naprzeciw chłopaka, on milczał.
Wzięłam dwie szklanki, a pieniądze zostawiłam na ladzie.
-Nie krępuj się!- wskazałam na półkę z alkoholami posyłając mu chamski uśmiech wskazujący aby sam się obsłużył. Odwróciłam się i pognałam w głąb klubu znikając wśród ludzi. Blondyn otoczył mnie jakimś dziwnym niepokojem, przez co cieszyłam się, że zakończyliśmy te niezręczną rozmowę i już nigdy go nie zobaczę.

Następne 2 godziny spędziłam tańcząc zarówno z przyjaciółmi, jak i z nieznajomymi. Popijałam kolejny drink, za kolejnym ponieważ barman wreszcie wrócił na swoje stanowisko. Nadmiar alkoholu sprawił, że zrobiło mi się trochę słabo i poszłam się przewietrzyć.
Wyszłam z budynku, a za mną zatrzasnęły się ciężkie, żelazne drzwi. Muzyka wreszcie była stłumiona, przez co wydawała się cichsza. Odetchnęłam z ulgą. Oparłam się o ścianę, schowałam ręce za plecy i zaczęłam obserwować ludzi w około. Parę osób stało i po prostu rozmawiało, widziałam jak podjeżdza kilka taksówek zamówionych wcześniej przez imprezowiczów. 
-Masz żar?- zza cienia wychyliła się postać w kapturze.
-Nie palę.- odchrząknęłam i złożyłam ręce na klatce piersiowej.
-Ja palę.- wyjął z kieszeni zapalniczkę i odpalił papierosa.
-Skoro miałeś swoją zapalniczkę to po co pytałeś mnie o ogień? - uniosłam brew. Chłopak jedynie się uśmiechnął i pokręcił głową.
-Po prostu byłem ciekawy, czy palisz.- schował paczkę do spodni i wypuścił z ust siwy dym.
-Teraz kiedy wiesz, że NIE palę, możesz już odejść?
-Paliłaś kiedyś?- uniosłam brwi ze zdziwienia. Blondyn nie przyjmował aluzji i kontynuował naszą rozmowę, a raczej jego rozmowę.
-Tak, bo co?
-Po prostu byłem ciekawy.- powtórzył swoje zdanie sprzed minuty.
-Często bywasz ciekaw...-przerwał mi.
Bezczelny.
-Chciałbym zobaczyć jak palisz. Daję głowę, że nawet nie potrafisz się zaciągnąć.
Ani trochę nie miałam chęci ciągnąć dłużej tej konwersacji. Był namolny i uparty, a ja jestem ponad to by, spędzać moje wieczory na bezsensowne rozmowy z nieznajomymi, do których jestem zrażona.
Zraził mnie do siebie przy incydencie w barze.
-Muszę już iść.- burknęłam i ruszyłam w stronę metalowych drzwi. Blondyn szybko zareagował i nim się zorientowałam, zatarasował mi drogę swoim ciałem.
-Jeden buszek.- uśmiechnął się.
-Co z tobą nie tak? Nie widzisz, że nie mam ochoty z tobą rozmawiać?
-Jeden buszek i sobie pójdziesz, po prostu nie chcę mi się wierzyć, że taka dziewczyna jak ty potrafi się zaciągać.
-Taka dziewczyna jak ja?-zdziwiłam się.
-Wiesz o co mi chodziło.- wyjaśnił
Nie, nie wiem.
-Jesteś prawdziwym dżentelmenem zachęcając damę do palenia.- posłałam mu sarkastyczne spojrzenie.
-A widzisz tu jakąś?
Ha, ha
Czułam jak coś we mnie zawrzało. Nie potrafię opisać, jak bardzo działał mi na nerwy, w końcu westchnęłam.
-Nie muszę Ci nic udowadniać- wystawiłam rękę, oczekując że poczęstuję mnie tym przeklętym papierosem. Domyślił się i wyjął paczkę przystawiając ją do mnie. Wyciągnęłam z niej jedną cienką fajke i odpaliłam widzianą już wcześniej zapalniczką. 
Nie przepadałam za paleniem, ale chciałam mu coś udowodnić, a może sobie? szczególnie przez to co powiedział
"taka dziewczyna jak ty" 
Czy wyglądam na jakąś frajerkę? Ał...
Pozwoliłam dymowi, wpłynąć do moich płuc, a następnie otworzyłam wargi, by go wypuścić. Patrzyłam jak jasna chmura unosi się tuż nad moją i jego twarzą. Uśmiechnęłam się w duchu, bo czułam, że w jakiś sposób mu zainponuje.
-Whoa, jestem pod wrażeniem, Amberly
-Z-zaraz skąd znasz moje im....
-Ber?- znajoma twarz wyjrzała przez drzwi i spojrzała  na mnie pytająco.- Idziesz?
-Tak, zaraz przyjdę tylko najpierw...- gdy się odwróciłam tajemniczego chłopaka już nie było. Rozejrzałam się. Pustka. Zupełnie jakby rozpłynął się w powietrzu. Zachwiałam się na nogach i dołączyłam do Sienny, zanim weszłam zerknęłam jeszcze raz w poszukiwaniu jednocześnie chłopaka jak i wyjaśnienia na tą dziwną, zaistniałą sytuację.Przekroczyłam próg budynku, a zapach alkoholu znów uderzył w moje nozdrza.